środa, 6 lutego 2013

Biżuteria męska, a czasy współczesne

Zazwyczaj kiedy usłyszymy słowo biżuteria od razu kojarzy nam się ono z kobietami .
W głowie pojawiają się migawki srebrnych naszyjników, wielkich okrągłych kolczyków, czy błyszczących bransolet.
Utarło się w naszych społeczeństwach, że mężczyzna który nosi biżuterię jest zniewieściały.  Faceci którzy mogą „legalnie” zakładać tony biżuterii, to raperzy rodem z USA, którzy w teledyskach na szyjach mają świecące łańcuchy, a na nadgarstkach grube bransolety.







Tymczasem jeśli przeniesiemy się w nieco prymitywniejsze rejony naszego globu, afrykańskich lub aborygenów, dostrzeżemy od razu dziwaczne patyki, kółka powbijane w nosy, uszy i inne części ciała. Służą one zarówno podkreśleniu statusu osoby noszącej je, jak również mają przystrajać właściciela. Stroją się tam nie tylko kobiety, ale (może i przede wszystkim) mężczyźni.
Patrząc na to w ten sposób, dostrzegamy pewną sprzeczność. Cywilizowane kraje wyparły się w znacznym stopniu tego, co przez tysiące lat było rzeczą powszechną i naturalną, czyli mężczyźni przystrojeni różnego typu biżuterią.
W XXI wieku, mężczyzna który chciałby prezentować się stylowo, ze świecidełek powinien zakładać co najwyżej zegarek, ewentualnie obrączkę ślubną. A przecież można dostać tyle ciekawych elementów srebrnych, stalowych, które podkreślają twardy charakter mężczyzny. Do tego typu elementów zaliczyłbym niezbyt szerokie bransolety o splocie pancerka, czy też delikatne łańcuszki o splocie Rombo lub Nona. Uważam, że mężczyźnie przystoi zakładać również np.  stalowy, elegancki sygnet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz